Jeśli umrę, zanim umrę..

z Brak komentarzy

Dylemat

Czasem się zastanawiam czy w czasach transmisji live, webinariów, filmów na youtube warto jeszcze pisać klasycznego bloga? Odpowiedź na to pytanie zależy chyba od dwóch rzeczy. Po pierwsze: po co pisze, co chcę osiągnąć? Po drugie: czy jest ktoś, kto się znajduje po drugiej stronie i czyta? Na drugie pytanie trudno mi odpowiedzieć ale na pierwsze spróbuję. Spróbuje, bo to forma odpowiedzi na to co było na samym początku, o moja wewnętrzną motywację.

Dlatego piszę…

Lubię pisać, szczególnie wtedy, kiedy od jakiegoś czasu coś siedzi mi w głowie. Siedzi albo po prostu się tworzy jako obserwacja tego co dzieje się dookoła. Nie jestem szybki jak błyskawica więc czasem zanim napisze to sytuacja się zmieni i moje przemyślenia tracą na aktualności i intensywności. Dlatego nie pisze bardzo regularnie. Od jakiegoś czasu chciałem napisać coś na temat sytuacji, w której się znaleźliśmy, mojego na nią spojrzenia i to chyba ten moment.

Pandemia

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie man-4957154_1280-1024x585.jpg

Nie jestem lekarzem, biologiem ani tez politykiem więc moje podejście do tematu będzie nieco inne. Mamy już 4 tydzień kwarantanny. Ja jednak chciałbym się wrócić nieco do tego co było na początku.  Kiedy wprowadziliśmy obostrzenia, niemalże natychmiast na swoim fb zostałem zarzucony różnymi propozycjami i wiadomościami, których twórcy postanowili się mną zaopiekować z każdej możliwej strony.

Od strony zawodowej, co oczywiście jest jak najbardziej zrozumiałe pojawiło się bardzo dużo propozycji przeniesienia swojego biznesu do sieci. Odbywały się praktycznie godzina po godzinie różnego rodzaju webinaria, spotkania i szkolenia. Temat oczywiście jeden: „Jak szybko dostosować swój biznes, czy swoją aktywność do wymogów internetu i przenieść swój biznes do sieci.

Drugim obszarem, który niemalże rozwinął się tak samo szybko były wszelkiego rodzaju usługi oferujące wsparcie psychologiczne. W tym obszarze znalazło się wiele propozycji uznanych i ważnych autorytetów. Pomoc psychologiczna obejmuje też obszar mindfulness, który jest mi bliski. Docierały do mnie coraz to nowe propozycje treningów uważności, relaksacji, medytacji czy sposobów radzenia sobie ze stresem.  Niektóre z nich były z dobrego serca i darmowe ale były też takie, które po okazyjnej cenie 850 zł proponowały nabycie takich czy innych umiejętności.

Kolejny obszar to fitness, czyli zaczynamy dzień od gimnastyki. Trzeba przecież zadbać o swoje ciało szczególnie w kontekście wzmacniania swojej odporności ale tez z uwagi na zwiększone możliwości korzystania z lodówki.  Mam wielu znajomych zajmujących się ta częścią ludzkiej aktywności i bardzo szanuje ich pracę. Natomiast skala propozycji które się pojawiły jakoś mnie przytłoczyła.

Kolejnym obszarem absolutnie przeżywającym swój rozkwit są propozycje z zakresu szeroko rozumianej duchowości. Mam tu na myśli nabożeństwa, Eucharystie, modlitwy, spotkania i zachęty do pogłębiania swojej relacji z Bogiem. Nie zdawałem sobie sprawy z kunsztu i umiejętności księży, pastorów, liderów którzy niezwykle szybko odnaleźli się w wirtualnej rzeczywistości.

Pomimo tak rozległej próby zaopiekowania się mną w wielu ważnych i istotnych obszarach poczułem się, że wcale mi to nie pomaga. Wręcz przeciwnie we wszystkich tych dziedzinach doznałem elementu przytłoczenia. Jakiegoś chaosu informacyjnego  Pomimo, jak mniemam dobrych chęci, poczułem się niezwykle samotny i kulący się w sobie z godziny na godzinę bardziej i bardziej. Główna emocja jaka mi towarzyszyła w tym pierwszym okresie kwarantanny był lęk . Tak po prostu się bałem…

Konfrontacja

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie face-2029342_1280-1024x642.png

Sytuacja z dnia na dzień stawała się trudniejsza aż do momentu, kiedy postanowiłem stanąć oko w oko z tymi moimi lekami i je ponazywać. To nigdy nie jest łatwe bo najpierw trzeba się do nich przyznać. Powiedzieć sobie, że to nic złego że się boję, to emocja, uczucie do którego mam prawo i nie warto od niego uciekać lub starać się dyskredytować. Tak nawet jeżeli się jest mężczyzną wychowanym w kulcie dzielnych i odważnych wojowników tak jak ja. Zobaczyłem że boje się przede wszystkim zmiany, która następuje, że w pewnie sposób mój poukładany mniej lub bardziej świat przestał być oczywisty. Bałem się tego czy i w jaki sposób sobie poradzę w zmieniającej się z dnia na dzień rzeczywistości mojej pracy. Kwarantanna wymusiła po pierwsze ograniczenie a po drugie przeniesienie szkoleń, którymi głównie się zajmuję do sieci. Bardzo szybko tez musiałem odnaleźć się w roli nauczyciela akademickiego online. Świat, w dużej mierze przewidywalny, który miałem wokół siebie zaczął się gruntownie zmieniać i to bardzo szybko. Mój introwertyczny rys osobowości bardzo się tego wystraszył. Reaguje lekiem kiedy dzieje się za dużo na raz i za szybko. Do listy moich lęków dołączyła jeszcze obawa o moja starsza mamę. Kiedy jednak się temu przyjrzałem z bliska dostrzegłem jeszcze jeden lęk… był to lek chyba najpoważniejszy jaki przeżyłem. Lęk przed śmiercią.

Zdałem sobie sprawę żeby uporać się z tym wszystkim to właśnie temu lekowi przed śmiercią musiałem się przyjrzeć jako pierwszemu. Tak wiem, jestem chrześcijaninem, katolikiem, chodzę do kościoła czytam Biblię, staram się tez spędzać czas na modlitwie ale uwaga to mnie nie uchroniło przed odczuwaniem lęku. Musiałem to zaakceptować. Postarałem się jeszcze raz spojrzeć w głąb mojego serca i zobaczyć w co wierzę. Jakie są tego podstawy, na czym opieram swoją wiarę. Po jakimś czasie rozważań, zacząłem dostrzegać że drogą ku wyjściu może być akceptacja tego co się dzieje, przyjęcie okoliczności takimi jakie są. Św. Ignacy Loyola mawiał o swoistej obojętności wobec wydarzających się różnych rzeczy naszym życiu. Robert „Litza” w utworze Luxtorpedy śpiewa: „Jeśli umrę za nim umrę, to nie umrę, kiedy umrę”. Zacząłem się zastanawiać co to znaczy umrzeć? Jak ja miałbym umrzeć zanim umrę? Przypomniały mi się słowa Św. Paweł który pisał: „Już nie ja żyje ale żyje we mnie Chrystus” Czyli uwaga umieram dla swoich wyobrażeń o swoim życiu ufając, że sam Bóg ma o mnie staranie. Taki proces myślowy powoli zaczął zmienić moje emocje. Moje serce powoli zaczęło się uspokajać. Spokojne, akceptujące, pogodzone z tym że nie na wszystko mam wpływ spojrzenie zaczęło sprawiać, że odzyskałem wewnętrzny spokój i sprawność myślenia.  Zdałem sobie sprawę, że nawet jeżeli nie mam na coś wpływu, to nie znaczy to, że nikt nie mam nad tym kontroli.

Spokój pozwolił mi na właściwe zjecie się tymi rzeczami, na które miałem i mam realny wpływ. Nauczyłem się pracować zdalnie, nagrałem filmy z wykładami na uczelnie. W zeszłym tygodniu uruchomiliśmy już pierwsze szkolenia online. Oprócz tego zajmuje się swoimi synami, robię zakupy mojej mamie, staram się pamiętać o chorujących i samotnych. Szukam dobrych odcieni tej na pewno trudnej sytuacji. Odciąłem się tez od szeroko rozumianych informacji medialnych na temat koronawirusa. Obserwuję tylko dwa albo trzy profile ludzi, którzy starają się mówić merytorycznie na temat bieżącej sytuacji i to mi w zupełności wystarcza. Oczywiście też jak większość z nas… zostałem w domu..

Obserwuj Tomasz Janik:

Ostatnie wpisy od

Zostaw komentarz